Samolotowe refleksje z podróży Polska- Hiszpania. Wrzesień 2018.
Wracam. Gdzie? Do domu, do mojego miejsca, do moich ludzi. Skąd? Z mojego domu, mojego miejsca, od moich ludzi. Zatem o co tu chodzi Kaśka? Nie wiesz gdzie twoje miejsce? Nie wiesz gdzie przynależysz? Którzy to ci naprawdę twoi ludzie?
A tu ta rycząca trzydziestka na karku… Może nie jesteś spełniona? A może nie jesteś szczęśliwa? No jaka szczęśliwa, panie drogi, jak mieszania na własność brak no i tego męża nie ma, cholera jasna!
A może właśnie jestem? A może jestem nawet bardziej? To naprawdę piękne uczucie, czuć się tak dobrze w tylu miejscach, czuć że masz tak wielu ludzi których kochasz i którzy ciebie kochają i cenią. Ludzie z różnych krajów, kultur, kontekstów wspólnego obcowania i, przede wszystkim, etapów ciebie samego. To naprawdę piękne uczucie czuć, że żyjesz. Może tak naprawdę to pozwalam sobie na trochę więcej szczęścia niż jest przewidziane w instrukcji obsługi życia, rozdziale 14? Ciotka Kryśka myśli, że zgłupiałam bo nigdy nie przyszło jej do głowy wyjść poza instrukcję, nawet po czterech nalewkach wiśniowych, a przecież zegar tyka wszystkim, wiadomka. Kochanej babci wyraźnie ulżyło kiedy ją uświadomiłam, że na dzisiejsze czasy to jestem całkiem młoda i wciąż przebieram w chłopakach. Była niezmiernie pocieszona tym, że „ nie wszystko stracone” i, że oprócz pomagania w tej dzikiej Afryce to jeszcze coś dla siebie też może zrobię (no chyba jakieś dziecko albo coś). Więc ja się cieszę razem z nią. Cieszę się i myślę… ileż to nieszczęścia przyniósł ten pośpiech. Podczas gdy spełniacze oczekiwań społecznych i ofiary paraliżującego lęku o to, że nastepny pociąg już nie przyjedzie, wypełniają kozetki poradni i sale sądowe, ja każdego dnia budzę się coraz szczęśliwsza, pogodniejsza, świadoma siebie, kochająca i wdzięczna za wszystko co mam. A mam tak wiele, że jak o tym myślę, ściska mnie w gardłe.
Mam 30 lat. Nie mam mieszkania na własność, dobrze ustawionego narzeczonego, dziecka ani nawet psa. Mam za to dwie łyse opony w seacie, piękny widok z okna, rozwijającą pracę, głowę pełną pięknych projektów i planów i całe mnóstwo bezcennych emocji, które dostarcza mi luksus zwany życiem. Mam rodzinę, którą wygrałam chyba na loterii. Z każdym dniem coraz bardziej uświadamiam sobie jak wielką robotę robią, jak zawsze bez hałasu. Pewnie nie zdają sobie sprawy z tego jak bardzo są mi przykładem w tak wielu kwestiach, z daleka i z bliska. Mam przyjaciół, którzy, najprościej i najpiękniej, zawsze tam są. Z niektórymi nie rozmawiamy wystarczająco często. A mimo to są i będą. A ja wiem to. Jak gwiazdy.
To, co mam, przeznaczam na podróże, pomaganie komu mogę i pielęgnowanie chwil z tymi, którzy są warci wszystkiego. Kroczek po kroczku, krok po kroku, zbliżam się do celów, które sobie stawiam, a stawiam je bez przerwy. Od nikogo nie wymagam i na nikogo się nie denerwuję, bo biorę odpowiedzialność za wszystko co mi się w życiu przytrafia i za to jak ono aktualnie wygląda. Za to co dobre i za to co mogłoby być lepsze.
I czuję, że dzięki temu jeszcze sporo osiągnę i jeszcze nieraz sporo się u mnie pozmienia. I, jeżeli Bóg nie ma dla mnie jakichś wyjątkowo trudnych wyzwań, to chyba jestem skazana na bycie szczęśliwą.
Wielkości i szczęścia człowieka nie mierzy się tym jak bardzo usatysfakcjonowani są nim inni, ani tym co myślą o nim ludzie, których tak naprawdę nie obchodzi, ani też metrażem domu jego małżonka, a raczej tym czy dobrze umiał kochać siebie i innych. Może w pierwszej chwili brzmi to trochę banalnie i zbyt prosto, ale ma w sobie bardzo dużo treści. Wystarczająco już książek zostało napisanych przez ludzi, którzy pojęli to zbyt późno, żebyśmy i my musieli tyle czekać na zrozumienie tej najprawdziwszej dla mnie prawdy o życiu. O tym naszym życiu, które dostaliśmy na chwilę i musimy je przeżyć najlepiej jak umiemy. Najlepiej to nie zawsze znaczy według instrukcji obsługi. Przynajmniej nie dla mnie.
Czeka mnie ciekawy rok trzydziestolatki. Ciotka Kryśka się ucieszy. Albo i nie. No cóż, chyba będę musiała to przeżyć :).
la Gruszka.
Leave a Reply